Gostolin: Pomóżmy Kamilowi przeżyć!

Białe szpitalne korytarze, wiszący w powietrzu zapach leków i środków do dezynfekcji. Sącząca się chemia i zapłakane oczy matki. Tak jest dzisiaj. Jak było wczoraj? Tak jak u każdego nastolatka. Była piłka i tabuny kolegów, była szkoła i pierwsze sympatie. Był uśmiech, było życie. Dzisiaj jest umieranie.

To mama pierwsza zauważyła, że coś jest nie tak. Zawsze tak było. Ona zawsze wiedziała, zanim on zdążył jej powiedzieć. Nie myślała tylko, że tym razem, po raz pierwszy w życiu, nie będzie potrafiła mu pomóc, że w obliczu choroby syna będzie bezradna jak niemowlę. Kamil stał się apatyczny, markotny. Jeszcze niedawno chciał być najlepszy w klasie. Był zdolny i diabelsko ambitny, a teraz zaczął przynosić do domu same tróje. Nie zależało mu na wynikach, nie zależało mu na niczym. Wyglądało to, jak typowy bunt nastolatka, ale było coś jeszcze. Ból pleców, który nie pozwalał mu się schylać. Ból, który nie pozwalał grać w piłkę, który zabierał radość z życia. Ból, od którego wszystko się zaczęło.

Najpierw było badanie krwi i rentgen. Lekarz sprawiał wrażenie człowieka, który nie ma czasu na zajmowanie się takimi bzdurami, jak dzieciak, którego bolą plecy. Tonem nieznoszącym sprzeciwu rzucił, że Kamil symuluje. Ból był jednak prawdziwy i za nic nie chciał ustąpić. Nie pomagał odpoczynek i nie pomogły prywatne rehabilitacje, na których Kamil wył z ból, ale walczył, bo tak bardzo chciał, żeby przeszło, bo wierzył, że te ćwiczenia mogą mu pomóc.

Potem były wakacje i wyjazd na kolonię, z której trzeba było go ściągać, bo zamiast świetnie się bawić, całymi dniami zwijał się z bólu. Pomocy trzeba było szukać u innego lekarza. Małgorzata nigdy nie zapomni tej chwili, gdy ten zaniepokojony przeglądał wyniki badań, ani tego potwornego momentu, kiedy na pytanie o to, co dzieje się z jej synem, odpowiedział tylko “nie jestem pewien, nie chcę pani straszyć”. Z gabinetu wyszli ze skierowaniem na Oddział Onkologii i Hematologii.

W piekle nie ma kotłów ani nie jest tam gorąco. Piekło jest chłodne i sterylnie czyste. Piekło to biel szpitalnych sal, stukot pielęgniarskich drewniaków i puste łóżko, na którym wczoraj jeszcze leżało to łyse dziecko. Zamiast smoły jest paląca chemia. Tylko diabłów nie ma. Są anioły. Oddani lekarze i angażujące się całym sercem pielęgniarki. Pierwsze wyniki były dobre, nic nie wskazywało na nowotwór. Zresztą same objawy były nietypowe, lekarze stawiali raczej na uraz kręgosłupa. Dla pewności próbki wysłano do Zabrza, do najlepszego w Polsce laboratorium. Małgorzata kurczowo trzymał się tego, co usłyszała wcześniej, bo która matka nie chciałaby wierzyć, w to, że jej dziecko jest zdrowe. Kiedy przyszły wyniki, nie miała nawet siły płakać. Patrzyła tylko w ścianę i milczała. Bo co może odpowiedzieć matka, kiedy dowiaduje się, że jej dziecko umiera?

Białaczka. Jeden z najpotworniejszych nowotworów. Choroba bezwzględna i okrutna, choroba, która szczególnie upodobała sobie zabijanie tych, którzy na dobre nie zdążyli się jeszcze rozsmakować w życiu. Rak, który uwielbia zabijać dzieci… Kamila szpik został zaatakowany w 54 procentach. Jeżeli po 15 dobie leczenia wyniki nie spadną poniżej 30 procent, oznacza to, że leczenie samą chemią to za mało i niezbędny będzie przeszczep. Białaczka nie miała dla Kamila litości. Po 15 dniach zaatakowane wciąż było 34 procent szpiku.

Kiedy Kamil leżał w szpitalu, najbardziej czekał na wizyty starszego brata. Swojego najlepszego kumpla i przyjaciela. Z Konradem zawsze wszystko robili razem, zawsze byli wobec siebie lojalni, a jeden za drugim poszedłby w ogień. Kiedy brat był przy nim, Kamila bolało jakby mniej. Przy bracie jakoś głupio było płakać. Brat dodawał mu sił i dawał otuchy. Teraz miał dać także swój szpik. Kiedy okazało się, że między braćmi jest zgodności i Konrad może być dawcą, obiecał Kamilowi, że odda mu najlepszy szpik na świecie, taki, że ten już zawsze będzie zdrowy.

eraz lekarze walczyli już tylko o to, by osłabić nowotwór na tyle, by można było dokonać przeszczepu. Zaczęły się długotrwałe cykle chemioterapii. Kamil stracił włosy, zbladł i tylko ten jego uśmiech przywodził na myśli tego beztroskiego chłopca sprzed choroby. Dzień i noc czuwała przy nim mama, także tego okropnego dnia, o którym wolałaby zapomnieć. Kamil akurat miał podawaną kolejną dawkę chemii, siedział na fotelu, a z kroplówki sączył się ten ratujący życie płyn. Ona była obok, kiedy dostał ataku, kiedy nagle poczuł się tak źle, że chwile później przestał oddychać, a jego serce przestało bić. Lekarze rzucili się do ratunku, a oprócz Kamila ratować musieli też jego zrozpaczoną mamę. Chłopak przeżył, ale leczenie trzeba było natychmiast przerwać, okazał się, że na stosowaną chemię był silnie uczulony.

Kolejne leki także nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Pomimo braku problemów z dawcą, Kamilowi nie można przeszczepić szpiku, który przy tak słabych wynikach i tak zostałby odrzucony. Chłopaka z każdym dniem było coraz mniej. Coraz rzadziej się uśmiechał. Kamil staje się niecierpliwy, koniecznie chcę się dowiedzieć, kiedy będzie przeszczep, kiedy skończą się te wizyty w szpitalach, te kroplówki i ten ból, którego jest zbyt wiele dla dorosłego, a co dopiero dla dziecka. W końcu lekarze podejmują ostatnią rozpaczliwą próbę. Kamil dostaję chemię dla osób ze wznową. Potężny lek osłabia chłopca, ale nie radzi sobie z białaczką. Wyniki znowu są złe. Wszyscy dookoła rozkładają ręce, a Małgorzata nie wie co powiedzieć swojemu dziecku, które wciąż pyta o to, kiedy będzie zdrowe. Wydaje jej się, że choroba nie tylko próbuje zabić jej dziecko, ale także ją. Kiedyś mogła pomóc mu w każdym problemie. Tak jak każda matka była jego tarczą i opoką, w obliczu śmiertelnej choroby jest jednak całkowicie bezsilna.

Kiedy wydaje się, że dla Kamila nie ma już żadnych szans, lekarze z Wrocławia, gdzie miał być przeprowadzony przeszczep, informują Małgorzatę o leku ostatniej szansy. Leku bardzo skutecznym i bardzo silnym. Małgorzata słyszy, że nie ma żadnych szans na refundacje, być moze było by łatwiej, gdyby był dorosły. Chłopakowi brakują trzy lata. I czterysta tysięcy złotych.

Kiedy Małgorzata usłyszała tę kwotę, myślała, że się przesłyszała, że może chodzi o 40 tysięcy, a ktoś po prostu się pomylił i wpisał za dużo zer. Ta iskierka nadziei, która zapłonęła, gdy usłyszała o Blincyto, zgasła, kiedy uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie jej stać, by za ten lek ostatniej szansy zapłacić.

Kamil czeka. Nie jest już leczony, bo jedyny lek, który może mu pomóc, jest poza zasięgiem jego rodziców. Blincyto to jego ostatnia szansa. Lekarze nie pozostawiają złudzeń – białaczka sama nie ustąpi – albo uda nam się uzbierać pieniądze na leczenie, albo Kamil umrze. Musimy się spieszyć, bo rak nie jest bezczynny – każdy dzień może być dla Kamila ostatnim…

WPŁAĆ DAROWIZNĘ KLIKAJĄC >>TUTAJ<<

Dodaj komentarz

Ads Blocker Image Powered by Code Help Pro

Wyłacz adblocka!

Wykryliśmy, że używasz rozszerzeń do blokowania reklam. Utrzymujemy się wyłącznie z reklam. Wesprzyj nas, wyłączając je.